Jan Sikora

nauczyciel



Uro­dził się 18.07.1910 r. w Cie­szy­nie. Po ukoń­cze­niu szko­ły po­wszech­nej, a na­stęp­nie gim­na­zjum kształ­cił się od 1924 r. w Pań­stwo­wym Se­mi­na­rium Na­u­czy­ciel­skim Mę­skim w Cie­szy­nie-Bo­br­ku, które­go zo­stał ab­sol­wen­tem w 1929 r. Edu­ka­cję kon­ty­nu­o­wał w Wy­ższej Szko­le Go­spo­dar­stwa Wiej­skie­go w Cie­szy­nie w la­tach 1929–1933. W tym okre­sie prze­pra­co­wał rok ja­ko na­u­czy­ciel w szko­le po­wszech­nej, był też orga­ni­stą w ko­ście­le Je­zu­so­wym w Cie­szy­nie.

W 1933 r. za­warł zwią­zek mał­żeń­ski w 1933 r. z He­le­ną z do­mu Gaj­dzi­ca. W 1934 r. uro­dzi­ła się je­go pierw­sza cór­ka Ale­ksan­dra. W tym cza­sie Jan Si­ko­ra pra­co­wał w Szko­le Po­wszech­nej nr 2 w Ustro­niu ucząc przy­ro­dy, ge­o­gra­fii, śpie­wu oraz pro­wa­dząc za­ję­cia z na­u­cza­nia wcze­sno­szkol­ne­go. Moi ro­dzi­ce mie­szka­li na go­spo­dar­stwie oj­ca ma­my. Mia­ło ono ad­res – Ustroń 1, te­raz to jest uli­ca Da­szyń­skie­go 74. Ra­zem z na­mi mie­szkał dzia­dek i sio­stra ma­my An­na, która zo­sta­ła żo­ną ar­chi­tek­ta Paw­ła Ra­kow­skie­go – wspo­mi­na­ła cór­ka Ale­ksan­dra. Już w okre­sie stu­diów Jan Si­ko­ra był człon­kiem Związ­ku Pol­skiej Mło­dzie­ży Ewan­ge­lic­kiej, w 1935 r. zo­stał pre­ze­sem Ko­ła ZP­ME w Ustro­niu, a w la­tach 1937–1938 peł­nił funk­cję se­kre­ta­rza Za­rzą­du Głów­ne­go ZP­ME. Jan Si­ko­ra pro­wa­dził ja­ko je­go dy­ry­gent Chór Pa­ra­fii Ewan­ge­lic­ko-Augs­bur­skiej w Ustro­niu. Swo­je za­cię­cie spo­łecz­ni­kow­skie re­a­li­zo­wał udzie­la­jąc się w Związ­ku Har­cer­stwa Pol­skie­go, Pol­skim Związ­ku Za­cho­dnim i w „Strzel­cu”. W 1937 r. przy­go­to­wał ze­spół z Ustro­nia do udzia­łu w Ty­go­dniu Gór w Wi­śle, a rok później zo­stał szczę­śli­wym oj­cem dru­giej cór­ki Kry­sty­ny.

Z oba­wy przed Niem­ca­mi w chwi­li wy­bu­chu woj­ny pod­jął de­cy­zję o uciecz­ce na wschód. Brat ma­my był in­ży­nie­rem, pra­co­wał w ra­fi­ne­rii ro­py w Dro­ho­by­czu – peł­nił tam ja­kąś waż­ną funk­cję, był na­wet chy­ba dy­rek­to­rem. Z ko­lei mie­szka­ją­cy z na­mi jej szwa­gier – ar­chi­tekt Pa­weł Roż­niew­ski był czło­wie­kiem do­brze sy­tu­o­wa­nym i po­sia­dał sa­mo­chód. Mie­li­śmy więc czym i do­kąd je­chać. Moi ro­dzi­ce, sio­stra ma­my z mę­żem, no i ja z mo­ją rocz­ną sio­strą Kry­sty­ną do­tar­li­śmy z tru­dem do Dro­ho­by­cza. Podróż by­ła ko­szmar­na, ucie­ka­ją­ce przed Niem­ca­mi tłu­my lu­dzi, brak ben­zy­ny i na­lo­ty nie­miec­kich sa­mo­lo­tów. W Dro­ho­by­czu ro­dzi­ce za­sta­na­wia­li się czy da­lej ucie­kać na po­łu­dnie do Ru­mu­nii lub na Wę­gry, czy jed­nak wra­cać do Ustro­nia, gdzie zo­stał dzia­dek. Mar­twi­li się o nie­go, bo miał już po­nad sie­dem­dzie­siąt lat. W koń­cu wszy­scy wróci­li­śmy z naj­więk­szym tru­dem do Ustro­nia. Był już późny wie­czór, a na­stęp­ne­go dnia o 4. ra­no po­ja­wi­li się Niem­cy by skon­fi­sko­wać sa­mo­chód. Po utra­cie zatrudnienia w szko­­le Jan Si­ko­ra utrzy­my­wał się z pra­cy na go­spo­dar­stwie, w do­mu w Ustro­niu prze­by­wa­ły rów­nież je­go mat­ka i sio­stra.

Wcze­snym ran­kiem 21.04.1940 r. do na­sze­go do­mu przy­je­cha­li ge­sta­pow­cy i za­bra­li mo­je­go oj­ca oraz Paw­ła Roż­niew­skie­go. Pa­mię­tam że prze­pro­wa­dzi­li do­kład­ną re­wi­zję w ca­łym do­mu, a po­tem pa­li­li na podwórzu zna­le­zio­ne pol­skie książ­ki oraz róż­ne do­ku­men­ty i nu­ty opra­co­wa­ne przez oj­ca. Te­go sa­me­go dnia Niem­cy do­ko­na­li za­trzy­mań wie­lu in­nych osób m.in. wu­ja Ja­na Si­ko­ry Wła­dy­sła­wa Paw­la­sa, który był pa­sto­rem pa­ra­fii ewan­ge­lic­kiej w Wi­śle. Za­trzy­ma­ne oso­by prze­wie­zio­no do obo­zu przej­ścio­we­go w fa­bry­ce me­bli gię­tych „Tho­net Mun­dus” w Cie­szy­nie, a na­stęp­nie do obo­zu kon­cen­tra­cyj­ne­go w Da­chau. Ja­kiś czas po are­szto­wa­niu oj­ca przy­szła od nie­go kart­ka po­czto­wa z obo­zu kon­cen­tra­cyj­ne­go Mau­thau­sen-Gu­sen. By­ła tam in­for­ma­cja, że nie wol­no wy­sy­łać mu pa­czek, więc ma­ma wy­sy­ła­ła mu sta­le prze­ka­zy pie­nięż­ne po­da­jąc je­go nu­mer obo­zo­wy 4524 i nu­mer blo­ku 15. Po­nad rok po tym, jak Niem­cy za­bra­li oj­ca, ma­ma po­je­cha­ła ze mną i mo­ją sio­strą do Cie­szy­na, że­by zro­bić nam zdję­cie, które wy­sła­li­śmy do obo­zu. Pa­mię­tam, że na­wet na­pi­sa­łam kil­ka słów do ta­ty na od­wro­cie fo­to­gra­fii po nie­miec­ku. Prze­sył­ka jed­nak do nas wróci­ła, już po tym, jak do do­mu przy­szedł nie­miec­ki po­li­cjant i po­in­for­mo­wał ma­mę że oj­ciec zmarł w obo­zie 18.09.1941 r.